Pani Zakrzewska Antonina

Proponujemy Państwa uwadze kolejny utwór Mieszkanki Nowogrodźca Pani Antoniny Zakrzewskiej 

OPOWIASTKA
O NOWOGRODŹCU
z gliną w tle
"To jawa czy sen?"

Było to dawno, bardzo dawno temu.....

          W małym grodzie wybudowanym na najwyższym wzniesieniu w okolicy, zasiedlonym przez słowiańskie plemię Bobrzan budził się nowy dzień.

Nowy gród, znany później jako Naumburg ulokowany był na prawym brzegu Kwisy. To strategiczne miejsce wybrano przy ujściu małej rzeczki Iwnicy do kwitnącej rzeki Kwisy. Każdego lata rzeka zakwitała białym kwieciem, więc nazywano ją „kwitnącą rzeką”.

          Piotr, rycerz z rodu von der Landeskrone obudził się rano z dziwnym wrażeniem, że miał dziwny, proroczy sen. Coś go niepokoiło, gdyż ujrzał we śnie swój gród, taki sprzed wielu lat. Za chwilę, jak to we śnie bywa, oglądał to samo grodzisko o wiele, wiele lat później. Wyraźnie widział garncarza zajętego lepieniem naczynia, a później tłum uradowanych mieszczan wokół jakiegoś pomnika w środku miasta....i wiele płomieni pożerających domy. Widział ludzi padających od strzał i umierających na morowe choroby. A wszystko to działo się w pobliżu wzniosłego gmachu. Wokół dużego kopca gliny zaczęły kształtować się jakieś naczynia coraz większe i większe, urastające do niesamowitych rozmiarów i form. Naczynia, ryby i kozy......

          Wszystko to było jakieś nierealne, a zarazem prawdziwe. Obrazy nakładały się szybko, jeden po drugim. Czy rozrzucone wokół rozbite skorupy i kozy błąkające się po łąkach coś zwiastowały. Może były wskazówką dla niego i jego potomnych?.

- Czy obrazy ze snu mają odegrać jakąś ważną rolę? - dumał zafrasowany.

- Ale jaką rolę, i kiedy? - zadawał sobie pytanie z roztargnieniem pocierając czoło. Gdy coś nie dawało mu spokoju, ten gest dawał mu ukojenie, pomagał w zebraniu myśli. Świadomy był swej niewiedzy o tych ziemiach, które były w jego posiadaniu.

Postanowił więc uzyskać więcej informacji o swoich dobrach w okolicy miasta i o samym grodzie również.

          Przywołany skryba miał niezwłocznie zebrać jak najwięcej wiadomości ze starych ksiąg i koniecznie zasięgnąć języka u najstarszych ludzi w mieście i okolicy.

- Panie, ja mogę pomóc wyjaśnić wiele niejasności przy pomocy ksiąg tylko w sprawie tego, co kiedyś było i zostało zapisane. Nie znam się na snach i nie potrafię ich wyjaśnić. Tu potrzebny jest jasnowidz lub ktoś inny, obeznany w snach.

          Postanowił więc znaleźć takowego, który uczenie mógłby wytłumaczyć ten przedziwny sen. Sen, który coraz śmielej nazywał proroczym.

          Niebawem skryba opowiadał swemu panu, co mądrego wyczytał w annałach.

-  Początek miastu i klasztorowi dał dworek myśliwski księcia śląskiego Henryka, zwanego Brodatym, z racji swej długiej brody. On to wówczas osadził Niemców na tych śląskich ziemiach.

- Nasi protoplaści- rzekł z powagą człowieka biegłego w piśmie, wiedzieli jak duże znaczenie miał usytuowany w tym miejscu bród. Miał on umożliwiać przekroczenie rzeki nie tylko kupcom. A mały obronny gród, który zaczął powstawać, nazwano Novum Castrum. W języku Lechitów znaczyło „Nowy Gród”, a później w języku germańskim -Naumburg am Queis. Był on grodem granicznym pomiędzy trzema krainami: Czechami, Śląskiem i Łużycami.

          O tym skryba wyczytał w najstarszych kronikach i źródłach, więc z dumą podzielił się ze swym panem zdobytą wiedzą. Dodał jeszcze, że garncarz ze snu ma decydujące znaczenie, ale jego wymiar i wymowę wyjaśnić może jakiś klecha lub mędrzec obeznany w symbolach i w proroctwach.

          Z opowieści swego dziada rycerz Piotr wiedział, że na początku trzynastego stulecia gród myśliwski wraz z niewielkim dworem książę Henryk przekazał swojej żonie Jadwidze. Ta święta niewiasta dała go jako uposażenie dla zakonnic. Dziadek nie był pewny tych wieści, bo słyszał ongiś, że wzniesiono tutaj klasztor augustianów, a dopiero wiele lat później przekazano go zakonowi magdalenek. Dla niego w tej chwili nie miało to znaczenia.

          Rycerz Piotr zastanawiał się, czy usłyszane wiadomości pomogą mu zrozumieć ten dziwny sen. Postanowił poszukać znawcę snów, bo owe dziwne znaki, a może symbole nie dawały mu spokojnie usnąć. Przeczuwał, że one oznaczają coś ważnego.

          Mijały dnie i miesiące, a wysłany umyślny nie powracał. Miał on przykazane, że bez „czytającego sny” nie może powrócić do grodu.

Wreszcie któregoś dnia przyprowadził przed oblicze swego pana starca o imieniu Imbram. Podobno miał on niezwykłą zdolność odczytywania i tłumaczenia snów. Miał też zdolność przepowiadania przyszłości.

Rycerz Piotr opowiedział mu swój sen. Starzec długo się zastanawiał nad odpowiedzią. Kazał sobie jeszcze wiele razy powtarzać i opisywać zapamiętane obrazy z tego snu. Patrząc w magiczną kulę, trzymaną w ręku dumał, dumał długi czas. Po głębokim zastanowieniu rzekł:

- To miasto i ludzi, którzy będą je zamieszkiwać spotka wiele nieszczęść. Woda, ogień i różne choroby będą zmorą tego grodu. Nie zdarzy się to w jednym pokoleniu, ale przez setki, a nawet tysiące lat. Wiele pokoleń, wiele narodów przeleje tutaj krew. Ta ziemia jest jak wahadełko u wagi. Raz będzie miała panów germańskich, będzie też pod władaniem różnych śląskich książąt, takoż i we władaniu czeskich panów.

Wróci jednak po wiekach do Lachów.

O tę ziemię przeleje się wiele krwi. Już kiedyś przybywały tu dzikie tatarskie hordy, a będą też kiedyś toczyć się krwawe walki o religię. Jednak ryba zwycięży. A ryba, to chrześcijaństwo, i z nim związany będzie po wsze czasy ten gród.

          Zmartwił się trochę rycerz Piotr, że tak został odczytany jego sen. Nie życzył swemu ludowi złej doli, chorób i nieszczęść. Miał nadzieję, że to tylko niejasne i mroczne przewidywania starca, które niekoniecznie muszą się sprawdzić.

Starzec długi czas zastanawiał się nad czymś. Wreszcie odezwał się w te słowa:

- Najważniejsza w tym śnie jest ta glina. Ona będzie dla mieszkańców grodu źródłem utrzymania przez stulecia. To miasto stoi na glinie i jego rozwój od gliny będzie zależał..

Garncarz widziany we śnie też ma ogromne znaczenie w przyszłości tego grodu. Ażeby lepiej zrozumieć znaczenie tego snu, muszę odwołać się do najświętszego pisma.

- Znam pewne przypowieści o garncarzu. Biblia opisuje Boga w symbolu, do którego rzadko sięgamy- jako Garncarza. Zastajemy Go przy kole garncarskim lepiącego naczynie.

Tu zastanowił się, podumał dłuższą chwilę i rzekł:

- Nie znam ludzi, którzy zamieszkują ten gród, ale pod opiekuńczym ramieniem mniszek będzie im się dobrze wiodło. Muszą jednak trwać w swej wierze, i to uchroni ich po wielokroć od zguby.

- Sądzę, że kozy i woły będą żywicielami miasta w doli i w niedoli, czyli w dobrych i złych czasach, które są miastu pisane. To będzie docenione umieszczeniem ich w herbie miasta. Brama miasta też powinna być zaznaczona w herbie, dla podkreślenia ważności grodu.

- A duży budynek powstanie w centrum grodu, będzie to rathaus. Będą w nim przez wieki obradować mądre głowy dla dobra ludu tego miasta.

Starzec jednak podumał dłuższą chwilę i rzekł:

- Twój ród na tych ziemiach osadzon będzie tylko jedno stulecie, później gród przejmą inne rody, a wreszcie klasztor.

A tobie panie radzę, abyś pomyślał o dniu dzisiejszym i miał na uwadze swych potomnych. Musisz pomyśleć o bezpieczeństwie tego grodu i radzę, co następuje:

- Należy postawić umocnienia miejskie drewniane, a najlepiej kamienne.

- Bacznie należy też strzec szlaku komunikacyjnego do pobliskich grodów, bo wróg czyha na te ziemie, wiele razy będzie chciał je zagarnąć.

- Mieszczanom daj prawo budowania domów i wyboru władz miejskich, to będą czuć się gospodarzami swego grodu. Miasto będzie wtedy rozkwitało pod mądrymi rządami rajców.

- Mniszki zwolnione muszą być od obowiązkowych robót, a zwłaszcza z prac przy miejskich fortyfikacjach. Dla nich to jest za ciężka praca. Jak wspomniałem, będą one kiedyś władać tym miastem i od nich wiele będzie przez stulecia zależało. Miej to na względzie....

          Rycerz Piotr wziął sobie do serca wszystkie przemyślenia i uwagi mądrego starca i zaczął działać z myślą o dobru mieszkańców Nowego Grodu.

Jego potomni kontynuowali rozpoczęte dzieło swego protoplasty.

….............................

          Wiele przepowiedni mędrca sprawdziło się: morowe choroby, najazd Husytów, pożary, powodzie i inne nieszczęścia nie ominęły tego grodu. Jednak miasto potrafiło obronić się przed wrogiem dzięki murom obronnym i zwartym siłom jego mieszkańców.

Mniszki pod koniec XV stulecia po zatargach z rajcami, wzięły miasto pod swe władanie na wiele, wiele lat.

Za sprawą garncarza Jonasza Andersa miasto stało się znane nie tylko na Śląsku. Ów mistrz posiadał ogromną wiedzę o swoim fachu i przekazywał swoim czeladnikom:

- „Aby stworzyć swoje naczynie, garncarz wydziera glinę z ziemi, umieszcza ją później na ziemi i depcze po niej. Potem należy zmiękczać glinę wodą i wyrabiać na papkę. Po deptaniu, wyrabianiu, dźganiu i obracaniu z zawrotną prędkością, glina wypalana ma być w ognistym piecu.”

          Żeby uczniowie lepiej pojęli jego nauki, sam przyczepiał grudę mocno wyrobionej gliny na środku koła garncarskiego - płaskiego talerza umocowanego na pionowym pręcie. Formował wtedy naczynie, kształtując obracającą się glinę swoimi rękami i palcami. Uformowany w ten sposób nowy wyrób twardniał na słońcu.

- Kiedy garniec już stwardnieje, to by się zdeformował i rozpadł na części, gdyby napełniono go płynem. Z tego powodu garncarze wypalają swoje produkty w specjalnych piecach garncarskich – wyjaśnił na koniec.

          Z czasem zaczęto Naumburg nazywać „miastem dobrego garnka”.

Niektóre przepowiednie czekały na swój czas.....

…....................................

Minęły lata.... wieki...

          Dziś trudno ustalić, kiedy to było. Jedno jest pewne, że był to wiek siedemnasty. Proboszcz Marcin Rimpler obudził się z wrażeniem, że śnił czyjś dawny sen. W tym śnie, jak to w snach bywa, ukazywały się różne obrazy. Cały czas miał wrażenie, wręcz pewność, że ten obraz już kiedyś był śniony przez inną osobę, której niewyraźną postać ujrzał we śnie.

          Widział też we śnie wiele płomieni pożerających domy. A wszystko to działo się w pobliżu ratusza, gdzie garncarz zajęty był lepieniem naczynia. Wokół znajdowały się różne wyroby z gliny i cegły...jakieś naczynia, garnki coraz większe i większe, urastające do niesamowitych form i rozmiarów. Wokół rozrzucone były rozbite różne skorupy, zniszczone domy. Później pojawiły się jakieś dziwaczne pojazdy o własnym napędzie, w obłokach dymu o dziwnym, brzydkim zapachu.

          Wszystko to było jakieś nierealne, a zarazem prawdziwe. Obrazy nakładały się szybko, jeden po drugim. Słyszał we śnie piękną organową muzykę z anielskim pieniem chórów dziecięcych....i zobaczył topiącego się chłopca, którego uratowano w ostatniej chwili.

Zobaczył rycerza w germańskim stroju, który wskazywał na niego i tylko jemu się kłaniał, oddając wielki szacunek.

          Oprzytomniawszy rankiem, czuł że ma jakąś misję do wykonania. Teraz musi tylko zrozumieć te znaki, zapamiętane obrazy i znaczenie rzeczy ukazanych we śnie.

Przypomniał sobie, że rycerz trzymał w ręku zwinięty rulon, gęsie pióro i mały krzyżyk. Końcowa część owego snu była przesłaniem, jakby rozkazem dla niego, że to właśnie on ma kontynuować dzieło przodka sprzed wieków: dbać o swoje owieczki, podtrzymywać w nich wiarę i spisać swoje czyny i historię miasta. Zaczął się zastanawiać, co zrobić z wiedzą, raczej z przeczuciami o randze tego snu.

A że był człowiekiem bardzo prawym, szanowanym i podziwianym w swojej parafii, postanowił wykorzystać owe przepowiednie.

          Sięgnął do ksiąg parafialnych i wszelakich historycznych zapisków, aby pozyskać więcej informacji o swojej parafii. Dowiedział się, jak ważną rolę w rozwoju miasta miał zakon Magdalenek. One to uruchomiły wodociąg pod koniec XV wieku, doprowadziły świeżą wodę rurami od źródła Hartbrunnen. Od tejże nazwy zaczęto wodociąg zwać „Hartborn”. Z miasta odprowadzano też ścieki, co miało wielkie znaczenie w walce z licznymi zarazami.

Przeczytał o spustoszeniach, jakich dokonała dżuma ponad półtora wieku wstecz. Mieszkańcy zamierzali postawić nowy kościół i złożyli przysięgę, że tego dokonają. Jednak nie zdążono postawić kaplicy ku pamięci zmarłych.

Wzniesiono więc świątynię w 1657 roku, zwaną Kościołem Ślubowania i sumiennie przestrzegano ślubowania. Dzień 21 listopada, zwany Świętem Zarazy, stał się dniem modlitw o zachowanie miasta od wszelkich nieszczęść. O dziwo, zaraza już nigdy nie pojawiła się w mieście.

          Wojna religijna za sprawą wojsk szwedzkich zmusiła księdza do refleksji nad zmiennością losu. Jak przeczytał w księgach, sprowadzono tu kiedyś protestantów, a katoliccy duchowni zostali wyrzuceni z miasta. Najważniejsze w tej religijnej zawierusze było to, że katolicki Naumburg, pomimo ogromnych strat, jak zwykle, wyszedł obronną ręką.

          Duma rozpierała proboszcza, że miasto teraz rozkwita i ciągle nowego coś się buduje. Piękny ratusz, wzniesiony niedawno, cieszy oko. Odbudowany Górny Młyn, browar i łaźnia służą mieszkańcom miasta. Liczne rzemiosła, a zwłaszcza garncarstwo dają ludziom pracę. Postanowił więc też zrobić coś dla swego miasta. Wpadł na pomysł wzniesienia nieopodal Górnej Bramy szpitala miejskiego.

- Zdałoby się jeszcze powołać bractwo, które niosłoby pomoc bliźnim, chorym i strapionym.

- A kościołowi na własny koszt ufunduję ołtarz główny, świeczniki i organy- postanowił szczerze, bo czuł niezmożoną potrzebę uczynienia czegoś więcej.

         Po wielu latach udało się proboszczowi wykonać wszystko, co wcześniej zaplanował. Za to darzony był szczególnym uznaniem i miłością wiernych. Był dobrym gospodarzem parafii, dokonał wielu przeróbek i remontów w powierzonych mu kościołach.

Często miał świadomość, że czegoś nie zrobił, o czymś zapomniał, czegoś ważnego nie dokonał ... i to nie dawało mu spokoju.

        Przypomniał sobie garncarza ze snu, zajętego lepieniem naczynia...i rozwalone wokół skorupy. Zrozumiał, że większość spośród wielu znanych mu biblijnych przypowieści o garncarzu można powiązać z tym snem. Przypomniał sobie, że kiedy Bóg ogłaszał swój sąd, rozbił dzban, rzucając nim o ziemię: „Roztłuczesz jak naczynie gliniane."

W chwili śmierci objawił mu się anioł, który przywołał zapamiętane obrazy z owego proroczego snu. Proboszcz Rimpler ubłagał jeszcze anioła o natchnienie wielu osób do tworzenia dóbr wszelakich dla miasta. Słabnącym głosem mówił:

- Zdałoby się wznieść plebanię, bo jest potrzebna kościołowi....i mam przeczucie, że coś ważnego stanie się w tym budynku.

- Chciałem także ufundować figurę świętemu Nepomucenowi, żeby miasto nie było nękane powodziami. Nie zdążyłem... Aniele, spraw, aby to zrobiono i bym mógł spokojnie odejść!

Pocieszył go anioł, że wszystko się wypełni, bo dokonają tego inni dobrzy ludzie. Trzeba tylko cierpliwie czekać na następne wieki, a przepowiednie ze snu spełnią się na pewno. Pewną rolę w historii miasta odegra również tutejszy proboszcz i najcenniejszy tutejszy surowiec – glina.

….................................

I tak mijały lata... jest już XVIII-XIX wiek.

  Wiele zdarzyło się w życiu mieszkańców miasta. Dokonało się wiele z tego, czego nie zdołał zrobić wielebny proboszcz Rimpler. Spełniły się też przepowiednie z jego snu.  Miasto przechodziło spod władania Królestwa Czeskiego pod panowanie Prus.

       Pomimo różnych nieszczęść i kataklizmów, miasto pięknie rozwijało się. Wielkie wichury, potężne mrozy, śniegi, odwilże i z tego wynikające powodzie nękały dzielny lud. On jednak mężnie pokonywał wszelkie niepowodzenia, zbierając siły w sytuacjach bez wyjścia.

    W rynku postawiona została figura św. Jana Nepomucena, aby czuwał nad      miastem, chroniąc je od powodzi i innych kataklizmów.

          Przed kościołem wybudowano szkołę parafialną w której uczono dziatki pisania i rachowania. Tam, w rodzinie obdarzonej wieloma talentami przyszedł na świat chłopiec. A zwał się Józef Ignacy Schnabel. On to wiele dobrego zdziałał na rzecz muzyki kościelnej, której został reformatorem. Uratowano go w ostatniej chwili od utonięcia w Kwisie.

          Ratusz miejski spłonął, wybudowano więc nowy w 1795 roku, już z wieżyczką i zegarem miejskim.

         W Naumburgu kwitła produkcja garncarska, przybywało z roku na rok nowych zakładów używających tutejszej gliny. Pobliskie miasto Bunzlau rywalizowało o prymat w tej dziedzinie, jednak daleko mu było do rywala znad Kwisy.

          Garncarz Jan Bogumił Joppe, przybyły z Muskau do Bunzlau, wykonał największy w świecie garniec o wysokości 2,5 metra, mieszczący ponad 1900 litrów. Już minęło prawie sto lat od tego wydarzenia. Miejscowi garncarze teraz chcą pobić rekord Joppego, bo fakt posiadania przez rywala tak dużego garnca nie daje im spokoju.

          Po sekularyzacji klasztoru w 1810 roku, budynki klasztorne przeszły na własność państwa i częściowo miasta. Rozpoczęto przekształcanie wszystkich wnętrz dla urzędów państwowych i samorządowych. Cele mniszek zamieniono na biura, a potem na izby dla uczniów.

Proboszcz Franciszek Micke, mimo jeszcze młodego wieku czuł się z dnia na dzień coraz gorzej. Często dokuczał mu ból z lewej strony piersi, w okolicach serca.

          Pewnego razu obudził się rozdrażniony, bo miał jeszcze w pamięci dziwny sen. Sen niezapomniany, który pozostaje na długo w pamięci.

Widział we śnie pomnik świętego Jana Nepomucena, w samym środku miasta, w pobliżu ratusza. Wokół znajdowały się różne wyroby z gliny i cegły... jakieś naczynia, garnki coraz większe i większe, urastające do niesamowitych form i rozmiarów. Wokół rozrzucone były rozbite różne skorupy, zniszczone domy. A garncarz spokojnie lepił duże naczynie.

          Później, jak to we śnie bywa, pojawiły się jakieś dziwaczne pojazdy o własnym napędzie, w obłokach dymu o dziwnym, brzydkim zapachu. Potężne żelazne maszyny pędziły po żelaznych drogach. Wydawały świsty o niesamowitej głośności, wyrzucając w powietrze parę. On sam znajdował się w samym centrum tego wszystkiego, a jakby patrząc z góry, z wysokiej wieży wzniesionej nieopodal.

          Nagle pojawiły się fruwające maszyny zrzucające na miasto jakieś dziwne, rozpryskujące się potężne bomby. Wszystko płonęło, płonął też klasztor....i nagle wszystko ucichło. Uciekające w popłochu mniszki, rozpasani żołnierze nie mający poszanowania dla świętości- wszystko to nikło w jakichś oparach nierealnego absurdu, jak to w sennych koszmarach bywa......

          Po chwili pojawili się ludzie z tobołami i wszelakim domowym dobytkiem, mówiący dziwnym słowiańskim językiem. Ich słowa- „jesteśmy już na swoim miejscu” pełne były radości i ulgi z kresu swojej wędrówki.

          A jakiś rycerz, dziwnie niepasujący do tego obrazu wskazywał na niego palcem. Usłyszał jego słowa: „ty masz spisać dzieje tego miasta; spiesz się, bo zostało ci niewiele czasu”. Mając na uwadze zapamiętane słowa rycerza, postanowił wykonać jego polecenie. Czuł, że teraz znalazł cel swego życia.    Zaczął w wielkim podnieceniu wertować stare księgi parafialne, różne zapiski swoich poprzedników. Świadomość upływu czasu zmuszała go do znojnej pracy nad dziełem swego życia. Choroba dawała o sobie znać, czuł się coraz gorzej. Siły życiowe powoli opuszczały go, ale chęć sporządzenia świadectwa dziejów swego miasta dawała mu wiarę, że podoła temu zadaniu.

Przy okazji dużo dowiedział się o glinie, surowcu chętnie poddającemu się zręcznym dłoniom garncarzy. Czytał z wielkim zainteresowaniem o wyrobach, które mogą powstać z gliny. Była to opowieść o istocie ceramiki i porcelany:

„Ceramika, mimo że wyraziście pomalowana i glazurowana, wyszczerbia się łatwo, jeśli jest wypalana w niskich temperaturach. Porcelana, wypalana w bardzo wysokiej temperaturze, jest najkosztowniejszym i znakomitym rodzajem ceramiki. Różne rodzaje gliny wymagają różnej ilości ciepła, a żadne naczynie nie otrzymuje więcej ciepła niż potrzebuje. A najcenniejszym produktem jest porcelana, której jedną z charakterystycznych cech jest „śpiewanie", gdy osiąga swoją temperaturę. Porcelana ma jeszcze jedną charakterystyczną cechę. Przepuszcza padające nań światło, jeżeli znajdzie się w jego pobliżu. Na swoim kole garncarz może ukształtować nawet mętną glinę jako znakomitą porcelanę”.

Zadumał się nad tajemnicą powstawania naczyń i nad ich kruchością. Podobnie jest z życiem ludzkim – potrzebna jest właściwa glina i dobry garncarz do jej ukształtowania.

          Wreszcie udało mu się wydać drukiem pierwszą kronikę miasta. A było to w 1844 roku. Nadwątlone zdrowie, wielkie emocje towarzyszące powstawaniu kroniki nie dały długo czekać na swoje żniwo. W trzy lata później, wczesną wiosną miał wizję, która pomogła mu zrozumieć dziwny sen sprzed lat.

   Ujrzał we śnie wieżę widokową, która zostanie zbudowana za 50 lat. To właśnie z niej obserwował we śnie dziwne wydarzenia w swoim mieście.

  Tłumy ludzi wiwatowały na cześć wjeżdżającej dużej żelaznej maszyny. Już teraz wiedział, że dzieje się to na dworcu kolejowym, a maszyna nazywana jest pociągiem.

   Ujrzał również wielki garniec wykonany przez miejskiego garncarza. Był to teraz największy garniec świata, większy od garnca z miasta nad Bobrem. Ale to nie koniec... ten garniec zaczął powoli rosnąć do większych rozmiarów, znacznie większych od wszystkich dotychczasowych garnców.

   Widział też ludzi mówiących do jakiejś słuchawki...i gdzieś daleko, daleko słyszano ten głos.

- To telefon - usłyszał jakiś głos. Mądrzy ludzie wymyślą wiele urządzeń, które ułatwią im życie i pomogą w kontaktach z innymi ludźmi, oddalonymi o setki, tysiące kilometrów.

Pojazdy mknąć będą z zawrotną prędkością po równych, gładkich drogach.

 I fruwać niczym ptaki po niebie.

          Niestety, inni ludzie wymyślą broń, która może uśmiercać ogromne rzesze ludzi. A będzie ona używana w wodzie, pod ziemią i zrzucana z nieba,. Przez nią zginą miliony ludzi w wielu wojnach, które zostaną wywołane przez szaleńców i uzurpatorów.

- Cieszę się, że nie doczekam tych czasów, bo umysł ludzki nie jest w stanie pojąć, co może jeszcze wymyślić człowiek- taka myśl przebiegła mu w chwili, gdy serce zaczęło szaleńczo łomotać w jego piersi.

   A ludzie z tłumokami, to będą nowi osiedleńcy na tych ziemiach. Wrócą oni z dalekich stron całego świata, aby tutaj znaleźć swe miejsce na ziemi.

- „W swoim domu Bóg, twój Garncarz, czeka na ciebie, spotkasz się tam z Nim”.

To jest dobra nowina......  I wtedy serce Franciszka przestało bić.

…....................................................

I znowu minęło wiele lat.......„tylko gliny był ci tu dostatek” .

Wszystkie przepowiednie sprawdziły się.

August Franke pobił bolesławiecki rekord. Jego brązowy garniec miał 2,85 metra wysokości i 3107 litrów pojemności. W 700-letnią rocznicę założenia miasta młody garncarz Jerzy Buchwald wykonał jeszcze większy garniec o wysokości 3,34 m i objętości aż 8702 litrów! Tego garnca tak, jak garnce jego poprzedników, nie można było wypalić. Powodem był brak odpowiednio wielkiego pieca. Nowogrodziec posiadał więc dotychczas największy garniec, co zaspokoiło ambicje wszystkich jego mieszkańców.

Odwieczna rywalizacja w tym względzie jeszcze się nie skończyła, bo Nowogrodziec to miasto dobrego i największego garnka!

          Glina, o znaczeniu której kiedyś przepowiadano, stała się dobrodziejstwem dla mieszkańców miasta i gminy. Garncarze zawsze cieszyli się poważaniem, już od zarania dziejów. Tam, gdzie rozwijało się to rzemiosło, ludziom żyło się lepiej.

Ktoś powiedział, że nie święci lepią garnki. Chyba jednak święci wspomagają ludzi zajmujących się tak miękkim materiałem i tworzącym w efekcie coś twardego i zarazem tak kruchego. Glina staje się stopniowo coraz bardziej plastyczna podczas dodawania wody oraz sztywnieje w czasie schnięcia. Jej właściwości zmieniają się pod wpływem wody. Drobinki gliny nie połączą się bez wody, a jeśli nie połączą się, garncarz nie może ich ulepić. Możemy spojrzeć na dzban jako "utwardzoną glinę", lecz glina sama w sobie jest dopiero "materiałem na dzban". Wyroby garncarskie ani nie są trwałe ani nie nadają się do ponownego użycia po zniszczeniu.

Sny spełniały się, ale czekały jeszcze na całkowite dopełnienie.

…................................................

 Nadszedł wiek XX... i „tylko gliny był ci tu dostatek” .

Nauka i technika bardzo się rozwinęły dla dobra ludzi. Jak wcześniej w swej wizji ujrzał Franciszek Micke, ludzie zaczęli kontaktować się przy pomocy telefonów. Dojeżdżali coraz szybszymi pociągami i coraz lepszymi samochodami i samolotami.

Jednak zła strona natury ludzkiej też dała swoje żniwo. Wybuchły dwie wojny światowe, które pochłonęły dziesiątki milionów ludzi na całym świecie.

          W połowie tego wieku na ziemie, zwane Ziemiami Odzyskanymi, powrócili ludzie z różnych krajów. Byli to Polacy, którzy za chlebem rozproszyli się po świecie.

          Do Nowogrodźca, zwanego czasem Grodowem, przybyli repatrianci z Bałkanów, zza Buga i z różnych stron zniszczonej wojną Polski. Miasteczko również było zniszczone działaniami wojennymi, pozostała tu jeszcze niewielka liczba ludności niemieckiej. Miasto powoli zaczęło dźwigać się z ruin.

Kolejni gospodarze miasta dokładali wszelkich starań, by powierzone im miasto rozwijało się prężnie, „a ludziom żyło się dostatnio”. Powstała kopalnia „Surmin”, wydobywająca glinkę ceramiczną, kaolin. Glina stała się surowcem, który przyczyniał się do szybszego rozwoju miasta i gminy.

          Wybudowano szkołę „tysiąclatkę”, osiedle mieszkaniowe, rozwijało się budownictwo jednorodzinne, dawne kino po remoncie przeobrażono w kinoteatr „Promyk”. W miejscu starych i zniszczonych budynków zaczęły pojawiać się nowocześniejsze obiekty.

          Po zmianach ustrojowych miasteczko zaczęło nabierać przyspieszenia w rozwoju. Na potrzeby ludności miasta i gminy wybudowano nowe szkoły, ośrodek zdrowia, dom strażaka, nowe -gminne centrum kultury i sportu wraz z biblioteką oraz stację paliw CPN. Odrestaurowano i przebudowano wiele budynków i obiektów sakralnych.

      Nie udało się uratować klasztoru, który pozostał w stanie trwałej ruiny. Kościół ewangelicki przeżywał dziwne dzieje - był bezmyślnie dewastowany, rozkradany, pozostawiany „bezpańsko”. Przez pewien czas nawet wykorzystany jako miejsce na dyskotekę i salę gimnastyczną.

          Po reformie administracyjnej miasto znalazło swój cel – nie może istnieć bez końca w cieniu Bolesławca, wszak ma swoją chlubną historię. Zaczęto szukać w historii miasta cech charakterystycznych dla naszego regionu.

          I znowu ten cenny surowiec - glina, który pojawiał się w snach wielu osób ważnych dla Nowogrodźca, odegrał swoją rolę. Kopalnia kaolinu, dostarczała ten surowiec wielu zakładom ceramicznym i garncarniom w kraju

i za granicą. Dzięki cennemu surowcowi mineralnemu powstało wiele zakładów ceramicznych w mieście, jako kontynuacja wielowiekowej tradycji. Nowogrodziec słynął z pięknej ceramiki i klinkieru, dając zatrudnienie mieszkańcom miasteczka i okolic.

Zaczęło się nowe życie, nowe marzenia i nowe sny do spełnienia.

…..................................

Nastał wiek XXI

          Nowy wiek i nowe oczekiwania, bo świat wokół zmienia się w niespotykanym tempie. Inne jest już traktowanie własności prywatnej- pięknieją domy i obejścia wokół domostw. Pięknieje nasz rynek i kamieniczki, puste miejsca zapełniają się coraz ładniejszymi budynkami. Mieszkańcy miasta, to aktywny, ambitny i pracowity lud.

Nasze miasteczko znalazło dla siebie punkt zaczepienia również w sferze kultury.

        Obecny burmistrz zrealizował swoje marzenie, aby rozpowszechniano u nas muzykę organową, zwłaszcza dzieła niemieckiego kompozytora urodzonego w Nowogrodźcu. Zorganizowano więc Międzynarodowy Festiwal Muzyczny „Muzyka u J.I. Schnabla”, który z czasem stał się festiwalem o wysokiej randze, z udziałem artystów światowej sławy. Kościół ewangelicki doczekał się remontu i modernizacji na cele kulturalne miasta. Zaczęło tu funkcjonować Centrum Kultury i Sztuki MUZA, dające mieszkańcom szansę spędzania czasu z wieloma muzami.

…....................................

........I ja też miałam sen, w którym pojawiła się wielka hałda gliny pod ratuszem. Widoczna była w każdym miejscu rynku miejskiego... a garncarz spokojnie tworzył wielki garniec, większy od wszystkich poprzednio wykonanych. Piękna kolorowa kostka wokół ratusza dopełniała pełni obrazu ze snu. Odnowiony pomnik św. Jana Nepomucena, a w jego pobliżu tryskająca świeżą wodą fontanna, opryskująca największy garniec świata.

Wreszcie znużony garncarz pokazał swe dzieło – garniec w kolorze morskim wskazywał cztery strony świata swymi glinianymi rękoma. Wszystko to w świetle jasnych lamp stawało się bajecznie kolorowe.

To sen, marzenie, jawa czy incepcja?

          Gliniany garniec oddaje hołd minionym epokom, w których nigdy nie zabrakło gliny. Glina zdominowała marzenia i życie ludzi tego miejsca na ziemi. Dawała pracę, chleb, zdobiła i sławiła miasto w świecie.

Nowogrodziec pozostał przez wszystkie wieki silnie związany z kościołem, klasztorem, z katolicyzmem. Nadszedł może czas na realizację snu, na wprowadzenie znaku ryby w naszą symbolikę?

Dotychczas nie było wytłumaczenia powtarzającego się „rybnego” elementu proroczych snów... ani jego spełnienia. Coś zostało zasiane w umyśle, idea, pomysł, pewna koncepcja czekająca na rozwiązanie.

Być może ten sen wskaże, jak rozwiązać wizje przodków od stuleci.

Wielu ludziom to się nie śniło!

A gdyby tak urzeczywistnić ten sen?

Pani Zakrzewska Antonina 1     Antonina Zakrzewska,       Nowogrodziec, lipiec 2013 r. (poprawiona i uzupełniona zdjęciami w IX.2019 r.)

* W opracowaniu tej opowiastki- legendy o Nowogrodźcu bardzo pomocną stała się książka Zdzisława Abramowicza i Mariusza Olczaka- „Nowogrodziec. Dzieje miasta i okolic do 1945 roku”, w której to znalazłam postacie historyczne i ważne wydarzenia w dziejach Nowogrodźca” .
* Informacje wraz z cytatami o Garncarzu zaczerpnięto z internetu- „Cztery lekcje z przypowieści o garncarzu”- Bogactwo nauk starożytnej przypowieści.

Nowogrodziec